Prawie 5 lat temu urodził się
Nataniel. Nie wiem czemu, ale byłam przekonana, że będę karmiła go butelką.
Nawet nie zaprzątałam sobie głowy czytaniem o karmieniu piersią. Jak nimy moje
„ogromne” piersi miałyby wykarmić dziecko? Toż to jakieś cuda na kiju musiałyby
być. Pamiętam jak „karmiłam” swoje lalki butelką, które służyła mojej mamie do
karmienia jeszcze mnie. Była duża, szklana i miała niebieską nakrętkę.
Karmienie butelką miałam gdzieś zakorzenione w głowie. Nawet kupiłam dla
Nataniela, zaraz po tym, jak dowiedziałam się, że urodzę syna, dwie piękne
buteleczki koloru niebieskiego, z jakimiś stateczkami.
Zderzenie z rzeczywistością
pokazało coś innego. Syn mój piersią był karmiony prawie dwa lata. Nie było
łatwo. Całodniowe leżenie z niemowlakiem w łóżku dało mi się we znaki. Z jednej
strony byłam zła na siebie, że nie umiem się uwolnić, że nie umiem podać mu
butelki. Bałam się, że jak dam mleko modyfikowane, to potem piersi mi rozsadzi.
Nie lubiłam ściągania mleka laktatorem. Dodatkowo z każdej strony słyszałam, że
skoro mam mleko, to mam karmić. A nawet jak wydaje mi się, że nie mam, i
dlatego mały ciągle na mnie wisi, to karmić mam tym bardziej. Z pewnością nie
były to te wspaniałe chwile budujące bliskość z dzieckiem. Ale leżałam… i
karmiłam… i wstawałam po sto razy w nocy… Butelki jakoś specjalnie Nataniel
potem nie chciał. Mi się wydawało, że nie leci z nich tak jak powinno, więc i
przestałam próbować mu ją podawać. Z drugiej strony miałam świadomość, że
jednak to, że mogę go karmić piersią jest czymś ważnym, że moje mleko naprawdę
jest dla niego najlepsze. Jednak mimo upływu lat, karmienia Nataniela nie umiem
postrzegać, jako coś wspaniałego. Być może dlatego, że pokochał on tak bardzo
„swojego” cacusia, że ciężko go było potem od niego odstawić.
Kiedy zaszłam w ciążę z Leonem,
miałam już większe doświadczenie i wizję
tego, jak chciałabym, żeby było. Jak mieć dziecko i nie zwariować. Jak można
sobie życie z niemowlakiem ułatwić. Nie wiedziałam, czy się uda, ale obiecałam
sobie, że terrorowi karmienia piersią się tym razem nie dam. Chcę być
szczęśliwa i mieć szczęśliwe dziecko.
Założenie było takie, że głównie
Leo karmiony piersią będzie. Ale od czasu do czasu dostanie mleko z butli,
choćby po to, żebym mogła odpocząć, wyjść gdzieś spokojnie, żeby ktoś mógł
wyręczyć mnie na jakiś czas w opiece nad nim. Taka egoistka ze mnie, trudno…
Wizja wystawiania piersi, a co z tym idzie połowy brzucha na mieście w celu
nakarmienia ssaka mojego, który zgłodnieć może w każdej chwili też jakoś
niespecjalnie mi się podobała. I tak sobie wymyśliłam, że zabierać będę termos
z ciepłą wodą i w woreczku odmierzoną porcję mleka. W razie potrzeby zmieszam
wszystko w sekundę i dziecię w spokoju, bez stresu nakarmię. Tak samo sprawa
miała wyglądać w nocy.
Lubię dziecięce gażety.
Buteleczki, miseczki, książeczki, zabaweczki. Lubię szperać, wyszukiwać,
kupować, coś co mi pomoże, ułatwi opiekę nad maluszkiem. Lubię ładne i
praktyczne :)
Leo siedział sobie jeszcze
spokojnie w brzuchu, kiedy dokonałam pierwszego zakupu z myślą o nim. Jakież
było moje szczęście, kiedy natrafiłam na wynalazek firmy Pacificbaby, a mianowicie termobutelkę.
To było dokładnie to czego szukałam/potrzebowałam do realizacji mojego planu
spokojniejszego rodzicielstwa. Taki prosty wynalazek… termos z miarką w środku
oraz ze smoczkiem. Przyznam szczerze, że dziś nie wyobrażam sobie
funkcjonowania bez tej butelki. Towarzyszy nam przy każdym wyjściu z domu.
Nalewam ciepłej wody i przez kilka godzin mam świadomość, że w razie potrzeby
ciepłe mleczko będzie na zawołanie. Butelka ta ma jak dla mnie jedną wadę. Jej
spód się rysuje mimo, jak w naszym wypadku, dość sporadycznego używania. Jednak
jest na to rozwiązanie. Producent oferuje etui z neoprenu oraz silikonową
podkładką chroniącą owy spód. Swoją drogą drobne rysy na spodzie butelki są
niczym, w porównaniu z wygodą, jaką ona nam oferuje. Poza tym do butelki można
dokupić uchwyty, gdy dziecko chce samo trzymać butelkę, ustniki no i
odpowiednie smoczki :)
Mleka nie noszę oczywiście w
woreczku, jak pierwotnie myślałam, a w pojemniku
na mleko w proszku firmy Beaba. W rozkręcanym na części pojemniczku zmieścimy 3 porcje mleka,
herbatki czy czego tylko chcemy i co dziecku podajemy. Zabrać ze sobą możemy
cały pojemnik lub tylko np. 1 jego część. U góry znajduje się praktyczny
„dzióbek”, dzięki któremu proszek ląduje w butelce, a nie poza nią. Wszystko
łatwo skręcić, rozkręcić, umyć.
Zdecydowanie termobutelka i
pojemnik na mleko należą do naszych hitów.
Super jest ta termobutelka tylko czemu taka droga :/ ?
OdpowiedzUsuńZazwyczaj "wynalazki" swoje kosztują. Ale w tym wypadku naprawdę warto zainwestować.
Usuń