niedziela, 17 maja 2015

Roczkowe prezenty

Roczek za nami, świeczki zdmuchnięte i prezenty oficjalnie rozpakowane. Najpierw miałam wizję prezentowego, blogowego wpisu. Miałam nawet wizję zdjęć. Tylko jakoś wszystko się rozmyło. Potem wpisu prezentowego miało nie być, ale pewna znajoma dusza podobno na niego czeka, więc zmobilizowałam się i piszę ;) Ogólny brak dłuższych,wolnych chwil sprawił, że zdjęcia będą zaczerpnięte z grafiki wujka google. Może w najbliższym czasie uda mi się uwiecznić Leona w zabawowej akcji. I może w końcu przypomnę sobie, co to był za magiczny program, w którym podpisywałam zdjęcia. Po tym, jak Marcin ściągnął mi na komputer wirusa i przeinstalował system zniknęło mi kilka przydatnych rzeczy. A jak człowiek działa "na pamięć" to potem ma... a raczej nie ma...

No to zaczynamy :)

1. Jednym z pierwszych prezentów z mojej listy "must have" był malutki plecaczek Little Life. Upatrzyłam go sobie jeszcze jak Nataniel był mały. Podobał mi się, ale jakoś wcześniej go nie kupiłam. Przez długi czas myślałam nawet, że jeśli będzie dane mi go kupić, to z dostępnych wzorów (a jest ich wiele) wybiorę pszczółkę. Jednak, gdy przyszło co do czego, decyzja nie była taka prosta. Plecaczek oprócz tego, że jest po prostu plecaczkiem (oczywiste, nie? ;) ) posiada jeszcze linkę, za którą rodzic może trzymać plecak/dziecko, chroniąć przed upadkiem, ucieczką lub zgubieniem się w tłumie. Jeśli ktoś ma wrażenie, że dziecko wygląda jak na smyczy, może jej nie używać. Na pierwszy rzut oka plecaczek jest solidnie, ładnie wykonany. Mam nadzieję, że takie odczucie będzie mi towarzyszyło do samego końca jego użytkowania. Szelki posiadają dodatkowe zapięcie po to, aby nie zsuwały się one z ramion dziecka i stanowiły dobrze trzymającą się uprząż. W środku znajduje się miejsce na wpisanie imienia i nazwiska dziecka. Mimo niewielkich rozmiarów, do środka zmieści się jakaś ulubiona zabaweczka czy sweterek . Leon z plecaczkiem wygląda świetnie. Wybrałam Myszkę Mickey :)
2. Drugim prezentem, który też już upatrzony był "za czasów Nataniela", choć w momencie, gdy ten był już na to za duży, były dźwiękowe klocki/puzzle Melissa&Doug. Zobaczyłam je na pewnym blogu i pomyślałam, że musi być to fajna sprawa. Na dwóch kostkach, na każdej z ich ścianek, naklejona jest połowa zwierzaczka. Jeśli ułoży się na podstawce pasujące do siebie części, z klocków da się słyszeć odgłos ułożonego zwierzątka. W sam raz dla maluchów, które uczą się właśnie jak robi krówka, czy piesek. Jest też wersja kloców z pojazdami. Do zestawu nie są dołączone baterie. O nie zadbać musimy sami ;)

3. Kolejny prezent również jest z serii "nie miałam, a chciałabym mieć" ;) Nie raz mijałam na spacerach dzieci, pchające przed sobą zabawkę na kiju. Świtała mi  myśl, żeby kupić takie coś Leonowi. Nawet wstępnie przeglądałam zasoby internetu. Na szczęście nic nie zamówiłam, bo przy okazji wizyty w nowo otwartym sklepie zabawkowym w moim mieście, Leon sam sobie wybrał taką właśnie zabawkę i już między półkami sprawdzał, czy oby na pewno pcha się ją dobrze i obraca się bez przeszkód. Sklep zaoferował nam piękne, drewniane zabawki firmy Hape. Jest pięknie, kolorowo, a podczas obracania drewniane klocki lekko stukają o siebie nawzajem. Przyjemniejsze to dla ucha, niż wściekłe melodyjki plastikowych zabawek.


4. Jak już tak stałam w sklepie przed ścianą wypełnioną drewniakami i serce biło mi szybciej, nie mogłam odejść nie dokupując jeszcze czegoś... no właśnie, tylko czego? Przecież najchętniej wzięłabym wszystko. Jednak zdecydować się "trzebało" jak to mawia Nataniel i padło na Zakręcone Klocki. Leoś to niezły majster. Lubi coś gdzieś przekręcić, przykręcić, zakręcić, zapchać, wepchnąć. Pomyślałam sobie, że łatwe do chwycenia, duże elementy, które będzie mógł skręcać i rozkręcać, mogą go zainteresować. Do tej pory umiejętność zakręcania i odkręcania namiętnie ćwiczył na tubkach z musem owocowym. O dziwo Zakręcone Klocki są teraz jedną z ulubionych zabawek Taty Leona :)

5. A jak już jesteśmy przy Tacie Leona ( i Nataniela, bo to ten sam tata ;) ) to i on miał sprawić roczniakowi swemu jakiś prezent, więc idąc za ciosem, również sięgnął po zabawkę z tej samej półki. Miała być Arka Noego plastikowa i grająca, skończyło się na ślicznej, drewnianej. Po odpakowaniu nawet się zdziwiłam, że tak dużo ma w komplecie zwierzątek, bo na zdjęciach widać ich dużo mniej. Arka może służyć jako sorter. Zwierzątka można wsadzać do niej na zasadzie dopasowania kształtu do dziurki, można zrobić to używając mniejszego, "ogólnego" otworu lub wrzucić wszystko zdejmując "pokrywę". Arka ma kółka i sznureczek, dzięki czemu może służyć jako zabawka do ciągnięcia. Jest fajna i stabilna. Nie wywraca się tak łatwo, jak inne zabawki do ciągnięcia, z którymi mieliśmy styczność.

6. Ostatnim prezentem były drewniane puzzle. Musiały być proste, ciekawe i estetyczne. Znalazłam ofertę marki Tidlo. Nie mogłam się zdecydować... jak zwykle ;) Ostatecznie wybór padł na te ze zdjęcia poniżej. Zwierzątka wykonane są z łączonych materiałów, co pobudza zmysły dziecka. Miejsce pozostałe po wyjęciu klocka ma kolor pasujący do zwierzątka, a całość zapakowana jest w estetyczne pudełko, w którym puzzle można przechowywać.

Jak widać kolekcja naszych "rupieci" trochę się powiększyła. Szkoda, ze wraz z przybywaniem nowych zabawek nie rozciąga się powierzchnia mieszkania :)

Miłej zabawy


1 komentarz:

  1. Dzięki :* zabawki cudne, niech sprawiaja Leosiowi duzo radosci :). Sto lat dla solenizanta raz jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń