środa, 1 października 2014

Butelka do zadań specjalnych



Prawie 5 lat temu urodził się Nataniel. Nie wiem czemu, ale byłam przekonana, że będę karmiła go butelką. Nawet nie zaprzątałam sobie głowy czytaniem o karmieniu piersią. Jak nimy moje „ogromne” piersi miałyby wykarmić dziecko? Toż to jakieś cuda na kiju musiałyby być. Pamiętam jak „karmiłam” swoje lalki butelką, które służyła mojej mamie do karmienia jeszcze mnie. Była duża, szklana i miała niebieską nakrętkę. Karmienie butelką miałam gdzieś zakorzenione w głowie. Nawet kupiłam dla Nataniela, zaraz po tym, jak dowiedziałam się, że urodzę syna, dwie piękne buteleczki koloru niebieskiego, z jakimiś stateczkami.

Zderzenie z rzeczywistością pokazało coś innego. Syn mój piersią był karmiony prawie dwa lata. Nie było łatwo. Całodniowe leżenie z niemowlakiem w łóżku dało mi się we znaki. Z jednej strony byłam zła na siebie, że nie umiem się uwolnić, że nie umiem podać mu butelki. Bałam się, że jak dam mleko modyfikowane, to potem piersi mi rozsadzi. Nie lubiłam ściągania mleka laktatorem. Dodatkowo z każdej strony słyszałam, że skoro mam mleko, to mam karmić. A nawet jak wydaje mi się, że nie mam, i dlatego mały ciągle na mnie wisi, to karmić mam tym bardziej. Z pewnością nie były to te wspaniałe chwile budujące bliskość z dzieckiem. Ale leżałam… i karmiłam… i wstawałam po sto razy w nocy… Butelki jakoś specjalnie Nataniel potem nie chciał. Mi się wydawało, że nie leci z nich tak jak powinno, więc i przestałam próbować mu ją podawać. Z drugiej strony miałam świadomość, że jednak to, że mogę go karmić piersią jest czymś ważnym, że moje mleko naprawdę jest dla niego najlepsze. Jednak mimo upływu lat, karmienia Nataniela nie umiem postrzegać, jako coś wspaniałego. Być może dlatego, że pokochał on tak bardzo „swojego” cacusia, że ciężko go było potem od niego odstawić.

Kiedy zaszłam w ciążę z Leonem, miałam już większe doświadczenie i  wizję tego, jak chciałabym, żeby było. Jak mieć dziecko i nie zwariować. Jak można sobie życie z niemowlakiem ułatwić. Nie wiedziałam, czy się uda, ale obiecałam sobie, że terrorowi karmienia piersią się tym razem nie dam. Chcę być szczęśliwa i mieć szczęśliwe dziecko.

Założenie było takie, że głównie Leo karmiony piersią będzie. Ale od czasu do czasu dostanie mleko z butli, choćby po to, żebym mogła odpocząć, wyjść gdzieś spokojnie, żeby ktoś mógł wyręczyć mnie na jakiś czas w opiece nad nim. Taka egoistka ze mnie, trudno… Wizja wystawiania piersi, a co z tym idzie połowy brzucha na mieście w celu nakarmienia ssaka mojego, który zgłodnieć może w każdej chwili też jakoś niespecjalnie mi się podobała. I tak sobie wymyśliłam, że zabierać będę termos z ciepłą wodą i w woreczku odmierzoną porcję mleka. W razie potrzeby zmieszam wszystko w sekundę i dziecię w spokoju, bez stresu nakarmię. Tak samo sprawa miała wyglądać w nocy. 

Lubię dziecięce gażety. Buteleczki, miseczki, książeczki, zabaweczki. Lubię szperać, wyszukiwać, kupować, coś co mi pomoże, ułatwi opiekę nad maluszkiem. Lubię ładne i praktyczne :)

Leo siedział sobie jeszcze spokojnie w brzuchu, kiedy dokonałam pierwszego zakupu z myślą o nim. Jakież było moje szczęście, kiedy natrafiłam na wynalazek firmy Pacificbaby, a mianowicie termobutelkę. To było dokładnie to czego szukałam/potrzebowałam do realizacji mojego planu spokojniejszego rodzicielstwa. Taki prosty wynalazek… termos z miarką w środku oraz ze smoczkiem. Przyznam szczerze, że dziś nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez tej butelki. Towarzyszy nam przy każdym wyjściu z domu. Nalewam ciepłej wody i przez kilka godzin mam świadomość, że w razie potrzeby ciepłe mleczko będzie na zawołanie.  Butelka ta ma jak dla mnie jedną wadę. Jej spód się rysuje mimo, jak w naszym wypadku, dość sporadycznego używania. Jednak jest na to rozwiązanie. Producent oferuje etui z neoprenu oraz silikonową podkładką chroniącą owy spód. Swoją drogą drobne rysy na spodzie butelki są niczym, w porównaniu z wygodą, jaką ona nam oferuje. Poza tym do butelki można dokupić uchwyty, gdy dziecko chce samo trzymać butelkę, ustniki no i odpowiednie smoczki :)



Mleka nie noszę oczywiście w woreczku, jak pierwotnie myślałam, a w pojemniku na mleko w proszku firmy Beaba. W rozkręcanym na części  pojemniczku zmieścimy 3 porcje mleka, herbatki czy czego tylko chcemy i co dziecku podajemy. Zabrać ze sobą możemy cały pojemnik lub tylko np. 1 jego część. U góry znajduje się praktyczny „dzióbek”, dzięki któremu proszek ląduje w butelce, a nie poza nią. Wszystko łatwo skręcić, rozkręcić, umyć. 

Zdecydowanie termobutelka i pojemnik na mleko należą do naszych hitów.

2 komentarze:

  1. Super jest ta termobutelka tylko czemu taka droga :/ ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazwyczaj "wynalazki" swoje kosztują. Ale w tym wypadku naprawdę warto zainwestować.

      Usuń