piątek, 12 września 2014

4 miesiące



Nie wiem czy to tylko ja tak mam, czy to jakieś prawo wyższe, ale przy pierwszym dziecku czas wydawał mi się biec w zwolnionym tempie. Wydawało mi się, że Nataniel już zawsze będzie tylko chciał być przy piersi, że już zawsze będzie tak płakał z niezrozumiałych dla mnie powodów, że zawsze będzie taki malutki i pewnie nie doczekam się kiedy zacznie chodzić, mówić… A potem odkryliśmy, że on nas rozumie, mimo, że nie umie mówić. Siedzieliśmy wszyscy razem na dywanie w jego pokoiku. Rzuciłam tak bez namysłu, żeby poszedł do dużego pokoju i przyniósł sobie picie. Popatrzył ten mały człowieczek na mnie… i przyniósł swoją butelkę z  wodą. Musieliśmy mieć niezłe miny z Marcinem wtedy. Pamiętam pierwsze dłuższe zdanie, które powiedział sam do siebie… ”Mama z tatą jadą do sklepu.” Wcześniej było tylko „Mama da” i tym podobne zdania.  Nagle zerkając za sobie uświadomiłam sobie, ile już za nami, ile się zmieniło i co już nigdy nie wróci. Dziś przy drugim dziecku chciałabym posiadać jakiś czaswostrzymywacz. Dziś już wiem, jak chwile szybko ulatują, przez jak krótki czas Leon będzie takim całkowicie zależnym od nas bytem, jak szybko jego pomarszczone stópki przestaną takie być, i jak krótko jego paluszki będą miały takie śmieszne, trójkątne opuszki, jeszcze niewygniecione przez dotykanie tysiąca rzeczy.
Jedno z moich ukochanych zdjęć Nataniela

Dziś mijają 4 miesiące odkąd na świat przyszedł mój drugi syn. 4 miesiące zdobywania przez niego nowych umiejętności i rozwijania tego co już posiadł. Pierwsze ubranka już są dawno za małe. Oczy nabrały wyrazu no i tan uśmiech. Pierwszy, świadomy dostałam w dniu moich urodzin. Dopiero się bałam, jak to będzie z dwójką dzieci, jak poradzi sobie nasz wypieszczony jedynak w nowej sytuacji, jakim dzieckiem okaże się Leon. I co? Okazało się, że wszelki strach i obawy były zbyteczne, a starszy syn wręcz rozczula mnie swoim podejściem do młodszego brata. 4 miesiące, a ja już nie wyobrażam sobie, że mogłoby być nas w domu mniej.  I prawdą jest, że miłość się mnoży a nie dzieli. Przez 4 miesiące przespaliśmy całe dwie noce, zmieniliśmy niezliczoną ilość pieluch, daliśmy miliony buziaków i nie raz wzruszałam się do łez. Od 4 miesięcy mam głębokie przekonanie, że osiągnęłam to, czego najbardziej pragnęłam… mam DOM ale  nie taki z cegieł, mam DOM w sercu, swój własny i wymarzony, z dwójką dzieci, mamą i tatą… a to dopiero początek.

4 miesiące to poważny wiek :)


7 komentarzy:

  1. Mądrze napisane, bo dom w sercu to najpiękniejsza rzecz jaka może nas spotkać.

    Mi czas przy Małej leci strasznie szybko i czasem aż mi się smutno robi, że az tak szybko i pewne sytuacje już nie wrócą, dlatego na pewno za jakiś czas będzie drugie dziecko :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko co ja zrobię, jak mi Leon wyrośnie? Trzeciego dziecka nie zakładałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej aż się wzruszyłam ! Ładnie to napisałaś Kasiu :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze, to piękny, wzruszający opis, a po drugie ta Wasza zażyłość między synami jest do pozazdroszczenia :) Ja miałam spocone oczy ( ;) ) jak chowałam ubranka, w których Jasiek był w szpitalu. Pamiętam jakby to było wczoraj. Ten czas tak szybko leci...

    mm123

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że teksty się wam podobają. Oby tak zostało :)

    OdpowiedzUsuń
  6. czasu nie zatrzymamy , ale możemy łapać te piękne chwile bo wiele się już nic powtórzy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dom w sercu i to jest najważniejsze!

    OdpowiedzUsuń