Leoś zazwyczaj sypia ładnie. Miał co prawda
epizod z nocnym wybudzaniem, ale potem nocki wróciły do normy. Jego
normy. Jednak kilka nocek dziecko moje było niespokojne. Pojękiwał coś,
stękał, rzucał się w łóżeczku. Wstawałam po milion razy przekonana, że
się obudził i czas na karmienie. Rano oczy miałam na zapałki. A Leon,
jak to moje dzieci mają w zwyczaju, otrzepywał się i był skory do zabawy.
Przekopywałam internet w poszukiwaniu odpowiedzi, co może oznaczać taki
niespokojny sen. Oczywiście znalazłam sto stron, gdzie pisało, że to
normalne, że skok rozwojowy, że zęby... Nie grało mi coś jednak.
Poszliśmy do lekarza. W sumie młody kaszlał od czasu do czasu, a
przeddzień wizyty lekarskiej z noska poleciał gil. Byłam przekonana,
nawet rękę bym sobie dała uciąć, że wyjdziemy z receptą na syrop.
Wyszliśmy z receptą na antybiotyk mający zwalczyć rodzące się zapalenie
ucha. Nosz kur... Już raz mieliśmy zapalenie ucha. Leoś miał 2,5
miesiąca...10 dni w szpitalu. Słabo mi się zrobiło. Na szczęście tym
razem mógł już dostać lek doustnie. Za pierwszym razem zostałam
obwiniona o to, że dziecko w lato, w upały nie miało czapeczki na
głowie, że go zawiało i że jestem złą matką. Tym razem czapkę dziecko
miała zawsze, ucha od wyjścia ze szpitala nie zamoczyliśmy, w
przeciągach nie przebywa...Skąd to dziadostwo? Jedno jest pewne i pocieszające w pewnym sensie... To nie przez brak czapki zachorowało moje dziecko. Teraz dwa razy dziennie walczymy, by maluszek połknął dawkę leku. Zachwycony nie jest, ale jakoś udaje mu się wcisnąć antybiotyk. Gdyby ktoś go zobaczył z boku, to nawet by nie pomyślał, że coś mu dolega. Na szczęście jest pogodny, nie płacze, a i nowe umiejętności posiadł. Łapie mnie za koszulę i podciąga się do stania. Siedzi wśród zabawek i pół dnia nimi stuka z widocznym zaciekawieniem. Niestety leżenie na brzuchu mu się znudziło, i po kilku minutach marudzi. Musi siedzieć i koniec. Łapkami nadaje kierunek, w która stronę trzeba go zanieść i ma nerwuchę, gdy nie daje mu się tego przedmiotu, o który mu akurat chodzi. Wyciąga pięknie łapki do osoby, do której chce iść i wtula się tak bardziej świadomie. Pogorszenie tylko w porze snu nastąpiło. Matko...niby koło 20 już marudzi, już spać mu się chce, już w cyc wtulony a potem jakby go ktoś na speedował, po całym łóżku się kręci, hałasuje mi i od dwóch dni gada sobie "a bababababa a bebebe a ba". Nie wiem tylko czemu największe rozgadanie dopada go właśnie w chwili, gdy wypadałoby zamknąć oczy i udać się do krainy snów...
Nat ciągle rozmyśla o śmierci. Ja nie wiem kiedy on ten temat w końcu przetrawi. Pytania się nie kończą i pojawiają w najmniej spodziewanym momencie. Ostatnio poprosiłam go, by pozabawiał Leona, a ja w tym czasie robiłam obiad. I słyszę, jak starszy brat młodszemu śpiewa piosenkę. Kompozycja własna jakaś...coś w ten deseń " A jak umrzesz, to polecisz na inną planetę. A ja będę za Tobą tęsknił. Panowie na cmentarzu wiedzą, kiedy się umrze..." I przyleciał potem do mnie z nieukrywanym zadowoleniem informując, że śpiewał Leonowi piosenkę...o umieraniu :/
Dodatkowo opanował go szał związany z prezentami od św. Mikołaja. Powinien być zakaz emitowania reklam z zabawkami. Moje dziecko chce wszystko co zobaczy. Absolutnie wszystko. Nawet dziewczęce zabawki. I na nic rozmowy, tłumaczenia, że może nam się podobać dużo rzeczy, ale trzeba wybrać to, co chciałoby się najbardziej, że nie można mieć wszystkiego. Sto razy dziennie napada mnie wrzeszcząc do ucha "Mama, ja to chcę! Zobacz! Chcę to!" I tylko dziwę się jeszcze, że on ciągle w tgo Mikołaja wierzy, bo co roku znajduje w szafie jakieś poukrywane prezenty. W tym też już znalazł, tym razem nie dla siebie a dla Leona. Tylko jakoś daje się mu wcisnąć, że św. Mikołaj już podrzucił. A może on wcale nie wierzy, tylko nam jawnie o tym nie mówi? Bo jak chciał jakąś zabawkę, a powiedzieliśmy, że nic już nie kupujemy, bo dostanie coś od św. Mikołaja, to stwierdził, że możemy ją kupić i ukryjemy w szafie a potem podrzucimy pod choinkę :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz