czwartek, 25 września 2014

Uwaga pies!




W naszym domu mieszka pies. Czasem bywa mylony z małym niedźwiedziem. Wspominałam o nim w pierwszym poście na blogu. Tata na macierzyńskim poprosił, aby napisać nieco o relacjach Boogie-Nat&Leo. A więc było tak…



      Pierwszy w naszym domu był On. Terier pszeniczny albo Irish Soft Coated Wheaten Terrier (teraz proszę powtórzyć to drugie bez podglądania napisu ;) ) imieniem Boogie-Woogie Całkiem Inny Piesek. To było takie nasze pierwsze „dziecko”, na które musieliśmy najpierw trochę poczekać, a potem pojechać aż za Warszawę. To było w kwietniu. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że oprócz psa pojawi się w naszym życiu ktoś jeszcze… właściwie to się bałam, że ten „ktoś jeszcze” to się może w ogóle nie pojawić. Pies był odskocznią od myślenia o dzieciach. Cała uwaga skupiła się na małej puchatej kulce, którą przywieźliśmy do domu. 


Po miesiącu okazało się, że kulka zostanie „starszym bratem” :)


Wtedy się zaczęło… Po co wam ten pies? Zje wam dziecko! Skoczy na dziecko! Ogólnie miał być jakiś Armagedon prawie. Jednak ja wierzyłam, że będzie dobrze. Musiało, bo przecież nie oddam psa z racji urodzenia się dziecka. 

Po 9 miesiącach bycia jedynakiem, przynieśliśmy do domu małe zawiniątko zwane Natanielem. Przywitał mnie pies wytęskniony, ogonem pomerdał i poszedł gdzieś się położyć… Nataniela nie zauważył! Pierwsze pół godziny chyba upłynęło mu w błogiej nieświadomości, że ktoś się do nas właśnie wprowadził. Szoku doznał, gdy wyjęłam „coś” z gondoli wózka. Olśniło go! Intruza musiał powąchać, na co też dostał zgodę. Nos mu w ucho wsadził, mlasnął językiem… ale nikogo nie pożarł. Poszedł spać dalej. Jako, że szczenięciem był w sumie wtedy jeszcze, to od samego Nataniela bardziej interesowały go miśki młodego, które lubił podkradać od czasu do czasu. Jeden królik stracił nawet życie. 

Dziecko moje rosło, pies mężniał ale do spięć nie dochodziło. Wyznaję jednak zasadę, że pies to zwierzę i w chwili zagrożenia może chcieć się bronić. Może ugryźć choć nie w zamiarze zrobienia krzywdy. Dlatego Nat uczony był od początku, że psa się nie zaczepia. Nie zostawał z nim sam, nie ciągnął go za uszy czy ogon. Głaskał pod nadzorem. Do dziś każdy żyje swoim życiem, tzn. pies pieskim a Nat dziecięcym. Boogie w ogóle spokojnym psem w domu jest i raczej nie wadzi nikomu. Zdarza mi się go nawet przez kilka godzin nie zauważyć, bo walnie się gdzieś i z nogami na ścianie śpi. 


Kiedy przynieśliśmy do domu Leona było właściwie podobnie. Szybciej się tylko Boogie zorientował, że nowe przybyło. Bardzo chciał maluszka polizać i nos przez szczebelki kołyski próbował wcisnąć. Pocieszył się, powąchał i tyle go Leon obchodzi. 

Czy warto decydować się na psa mając dziecko? Szczerze, gdybym wiedziała, że za chwilę urodzę syna nie zdecydowałabym się na psa, ale nie z obawy przed pogryzieniem, ale ze względu na obowiązki, jakie się z jego posiadaniem wiążą. Kiedy zostawałam sama z małym Natanielem, a Marcin gdzieś wyjeżdżał był problem z wyjściem z psem. Boogie jest dość duży i ciągnie na smyczy, więc spacery z nim i wózkiem nie wchodziły w grę. Mieszkamy w miejscu, gdzie nie ma dobrego terenu na wyjście z psem tak „na szybko”. Jednak dzięki temu, że Nat wychowuje się z psem nie boi się psów, wie, że nie wolno ich drażnić, nie reaguje też przesadną miłością i chęcią zduszenia każdego napotkanego psa. Oni po prostu żyją obok siebie. Mogłam uczyć syna przytulanie psa, tarmoszenia, wspólnych zabaw, ale wydaje mi się, że przy małym dziecku, lepiej jednak nauczyć dystansu i szacunku… tak dla bezpieczeństwa.


Ostatnio chyba jednak coś między Boogiem i Natanielem zaiskrzyło. Siedział w dużym pokoju i nagle strasznie się zaczął śmiać. Zapytany co mu tak wesoło, powiedział, że wystawiał do Boogiego rękę, a on mu „dawał piątkę”. Czasem też Boogie zjada mu kanapkę z kolacji, co niewątpliwie odbierane jest przez syna mego jako istne wybawienie :)





4 komentarze:

  1. My mamy kota i od początku słyszałam, że udusi i zagryzie dziecko. Kompletna bzdura. Olisław mój i stary poczciwy kocur dogadują się i nie ma między nimi spięć. Oli uśmiecha się szeroko na jego widok a kot gdy tylko słyszy płacz Oliśka stoi pod łóżeczkiem, lub zaczepia mnie dając wyraźnie do zrozumienia, że mam się ruszyć bo płacze:) Do łóżeczka nie wskakuje, wie, że to nie jego miejsce i wszystko gra:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że zwierze, jeśli zna hierarchię w swoim domowym stadzie, nie będzie robiło problemów, kiedy pojawia się w nim dziecko. No chyba, że wydaje mu się, że to on jest osobnikiem Alfa ;) Jednak zawsze dorosły powinien sprawować nadzór nad kontaktami małego dziecka ze zwierzęciem.

      Usuń
  2. Na wstępie wielkie dzięki za ten post! Dopiero teraz miałem okazje przeczytać bo opieka nad Melunią "pochłania" mój wolny czas na internetowy żywot. Boogie jest prze czadowym psiakiem, gratulacje. Niestety Twój wpis nie rozwiązuje jednoznacznie moich wątpliwości, chociaż dalej wydaje mi się że bilans jest in-plus na posiadanie psiaka. Wiadomo, że zobowiązanie jest to duże, a przy maleństwie obowiązków nie brakuję (praktycznie permanentny brak czasu :), ale mimo wszystko... myślę że dla rozwoju dziecka i dla równowagi w rodzinie jest to korzystne. I też mocno wierze, że przy zachowaniu odpowiedniej ostrożności, będzie OK. No nic.. poczekamy jeszcze parę mięsiecy i będzie trzeba zrobić prawdziwy "rachunek sumienia" i podjąć decyzję. PS. Widze że blog mocno ruszył z kopyta, super. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z punktu widzenia dziecka, myślę, że warto mieć psa (generalnie zwierzę), dorosły ma więcej obowiązków, bo jednak trzeba z psem wychodzić, czy się chce czy nie. Na pewno trzeba rozważyć, czy będzie się miało co zrobić z psem, gdy np będzie trzeba gdzieś wyjechać, albo jeden rodzić zostanie z psem i dzieckiem sam na jakiś czas, bo drugi wyjedzie. Większość dzieci marzy o psie w domu. Leo teraz zaczął wykazywać wielkie zainteresowanie Boogim. Zaśmiewał się głośno, gdy trzymałam jego rączkę i razem go głaskaliśmy. Nat nie boi się psów, jak niektóre dzieci, które obok psa nie chcą nawet przejść, nie zaczepia też psów na ulicy.

      A co do bloga, to ja z niecierpliwością wyczekuję wpisów o Meluni bo strasznie mi się spodobał sposób w jaki piszesz. Melunia-Chmurka mnie rozwaliła. Patrzę na Leona i często analizuję, w którym punkcie się właśnie znajduje :)

      Usuń