Zanim urodziło się moje pierwsze dziecko, roztaczała się
przede mną wizja krainy mlekiem i miodem płynącej… no, mlekiem to ona płynęła,
ale koło miodu to raczej nie stała… Pamiętam taki obrazek, który utkałam sobie
w głowie, jak to leżymy z Marcinem na łóżku, oglądamy sobie film, a między nami
fikają nóżki rozkosznego, uśmiechniętego bobasa. Miałam być piękna jak panie z
okładek kolorowych pism dla przyszłych mam, miałam mieć posprzątane i
ugotowane. Pierwsze dni macierzyństwa szybko mnie otrzeźwiły. Właściwie, to
czułam się nieco oszukana… Kochałam synka najmocniej jak się dało, był/jest
moim cudem, patrzyłam na niego oczami pełnymi miłości, nie mogłam uwierzyć, że
jest taki nasz, taki doskonały, zdolny do życia, ma paluszki i takie małe
uszka. Ale to nie wtedy, kiedy jest tak słodko, uświadomiłam sobie, że jestem
matką. Że jestem matką uświadomiłam sobie, kiedy po raz nie wiadomo który w nocy
trzeba było wstać do dziecka, kiedy przez kolejną godzinę mały ssak chciał być
przy piersi, a ja już nie mogłam fizycznie tego znieść. Mimo to trzeba było
zacisnąć zęby i wytrzymać. Że jestem matką docierało do mnie wtedy, kiedy ledwo
zamykając oczy już musiałam je otworzyć i kiedy za każdym razem, kiedy Nataniel
płakał, był mi oddawany. Bo matka nie odwróci się na pięcie, nie pójdzie spać,
bo ma taką potrzebę, bo matka zanim zrobi jedną rzecz dla siebie, najpierw
wykona sto rzeczy dla dziecka, bo matka przecież wie, rozumie. Łatwo jest być
matką, kiedy dziecko jest uśmiechnięte i zdrowe. Trudniej, gdy przychodzą
ciężkie chwile. Nigdy nie zapomnę, jak Nataniel zachorował, jak myślałam, że
zemdleję, gdy w szpitalu usłyszałam „niewydolność oddechowa”. Kiedy Twoje
dziecko potrzebuje pomocy, a Ty nie umiesz mu jej udzielić… wtedy najboleśniej
czujesz, że jesteś matką, bo właśnie wtedy pragniesz dla swojego dziecka
zrobić absolutnie wszystko, aby tylko mu pomóc. Leon też pozwolił mi
doświadczyć bycia matką, kiedy trafiliśmy do szpitala z zapaleniem ucha. To matka będąc na skraju załamania,
znajduje siłę, by trwać na krzesełku przy łóżeczku dziecka, by wydeptywać z dzieckiem na
ręku ścieżkę od łóżka do drzwi i do okna… i tak dzień za dniem. Kiedy zdajesz
sobie sprawę, że jesteś matką odkrywasz w sobie siłę, o której istnieniu nie
miałaś pojęcia. I może po to są te wszystkie ciężkie doświadczenia, by umocnić
się w tej niezwykłej miłości…
Jednak mimo licznych przeszkód, macierzyństwo to też piękne
momenty. To pierwsze uśmiechy, nowe umiejętności, bezgraniczna i bezwarunkowa
miłość, totalny odjazd na punkcie własnego dziecka (znasz to, nie? ). Ta magiczna chwila, gdy dostajesz pierwszy raz w ramiona nowego człowieka. I zapach noworodka...Pamiętam pierwsze zdanie, które powiedziałam, jak urodził się Nataniel i pierwsze, kiedy urodził się Leon. Mało romantyczne czy wzniosłe, bo za pierwszym razem wypaliłam "Jaka kosmiczna głowa!", a za drugim "Jaki on malutki!" :) Do dziś
nie wiem, jak to się dzieje, że jeden uśmiech wynagradza totalne fizyczne
zmęczenie, a jedno „kocham” rozwiewa wszelką złość…
…kiedy zdajesz sobie sprawę, że jesteś matką… życie nabiera
innego sensu…
Oj mogłabym się pod tym tekstem podpisać. Szczególnie pod częścią jak sobie wyobrażałam macierzyństwo. Moje wyobrażenie ja i moj B. Przytuleni na kanapie oglądamy film a na moich piersiach śpi dzidziuś a do boku męża nasz piesek :-P moje pierwsze zdanie było bardziej romantyczne " w koncu jesteś! Tak długo czekałam! Kocham Cię synku"
OdpowiedzUsuńChyba wiele osób ma wizję sielanki na początku. Na szczęście dobre chwile też są, i to w sumie nawet jest ich więcej ;)
UsuńKasiu popłakałam się
OdpowiedzUsuńCzyli mam Cię na sumieniu ;) A tak poważnie, to dla mnie zaszczyt, że ktoś się wzrusza czytając to, co piszę. A jeszcze większy, jeśli chce się tym ze mną podzielić. Cmok :*
UsuńI to jest to, co lubię. Nie podkolorowana rzeczywistość.
OdpowiedzUsuń