Miał być
post o czymś innym, nawet zdjęcia przygotowałam, ale rozmowa z koleżanką
natchnęła mnie do zmiany planów.
Głośno
jest ostatnio o 6- latkach, które muszą iść do szkoły w związku z obniżeniem
wieku szkolnego. Ogólne poruszenie się zrobiło, rodzice krzyczą „Ratuj Maluchy!”,
chyba nawet jakieś stowarzyszenie rodziców o tej nazwie powstało. W
przedszkolnych szatniach rodzice sieją panikę. Na poradnie
psychologiczno-pedagogiczne ma miejsce jakiś zmasowany atak rodziców, którzy
chcą odroczyć swoje dziecko od przykrego obowiązku chodzenia do szkoły. W
opowieściach rodziców dzisiejszych 5-latków szkoła wydaje się być miejscem jakichś tortur okrutnych, wymagań ponad
miarę oraz miejscem „nieprzystosowanym” do przyjęcia dzieci?
I tak
sobie myślę, ja- od 2008 roku pracująca w szkole. Dlaczego rodzice nie wierzą
we własne dzieci? Czy naprawdę dzieci rozwijają się dziś jakoś gorzej? Coś im
dolega? No bo innego powodu odroczenia dziecka od obowiązku szkolnego, jak
jakaś nieprawidłowość w rozwoju, to ja nie widzę. Dlaczego rodzice uważają, że
ich dziecko nie jest gotowe na naukę, a jest (o zgrozo!) już od dawna gotowe na naukę obsługi komputera, tabletu i komórki? Dlaczego dzieci nie są gotowe na
zabawę na szkolnym korytarzu, a gotowe są biegać bez nadzoru po podwórku ( wiem, wiem,
że nie wszystkie są bez nadzoru, ale wystarczy pójść na plac zabaw, by się
przekonać ilu maluchów jest tam samo). Dlaczego dziś dzieci nie są w stanie „wysiedzieć
45 minut w ławce”, ale są w stanie siedzieć pół dnia przed telewizorem lub
monitorem komputera? Dlaczego rodzice uważają, że 6- latek nie jest gotowy na
naukę pisania w szkole, ale ci sami rodzić chcą, by pisanie uczyła ich dzieci
pani w przedszkolu?
Zastanawiam
się, co to znaczy, gdy rodzice mówią, że szkoły „nie są przygotowane”. Czy ci
rodzice byli w szkole? Widzieli ją? W klasie w której pracuję razem z koleżanką
( jako, że klasa jest integracyjna, jesteśmy dwie) są ławki i krzesła z
regulacją wysokości. Przychodzi do nas pan Józek i specjalnym kluczem tu podkręci, tam przykręci i każdy ma ławkę i krzesło
dostosowane do swojego wzrostu. Na ścianie wisi tablica interaktywna, a na niej
pani wyświetla elektroniczną wersję podręcznika, filmiki i ćwiczenia
interaktywne. Z tyłu klasy jest dywan, na którym odbywa się szereg ćwiczeń i
zabaw edukacyjnych. W toaletach są obniżone umywalki i sedesy. Więc zapytam raz
jeszcze? Co oznacza nieprzygotowanie szkół na dzieci 6-letnie? Że kadra
nauczycielska nieprzygotowana? Nie znam innej grupy zawodowej, która by tyle
się doszkalała co nauczyciel. Wręcz jestem skłonna stwierdzić, że gdyby od dziś
nauczyciel nie musiał podejmować co rusz nowych studiów podyplomowych lub
kursów wiele szkół wyższych nie utrzymałoby się na rynku.
Jakiś
czas temu znalazłam w piwnicy swój stary zeszyt z matematyki z III klasy szkoły
podstawowej. Jakież było moje zdziwienie, gdy odkryłam w nim równania z jedną
niewiadomą, przenoszenie x na drugą stronę ze zmianą znaków. Czy 20 lat temu
dzieci były inne niż dziś? 20 lat temu dzieci były na to gotowe, a dziś już nie
są? A zaręczam, że dziś już równań z niewiadomą w klasach I-III nie ma. Nie ma
połowy rzeczy, których my się uczyliśmy.
Czy
naprawdę rodzice uważają, że ich dzieci są w czymś gorsze od nich samych w tym
wieku? Co powiedzą swoim dzieciom, gdy te zapytają, dlaczego są o rok starsze od
kolegów w klasie? Czy wtedy powiedzą, że w nie nie wierzyli? Że uważali, że są gorsze, słabsze od
innych? Że uważali, że sobie nie poradzą?
Mam syna.
Mój syn pójdzie do I klasy jako 6-latek, bo nie pójdę do poradni prosić o
odroczenie. Mój syn pójdzie do I klasy, jak większość dzieci z jego rocznika.
Mój syn pójdzie do I klasy, bo w niego wierzę, bo uważam, że jest mądry i ma
potencjał. Mój syn nie robi pięknych rysunków, zna 5 liter na krzyż i jeszcze je pomyli, mój syn wierci się na dywanie i daleko mu do
anioła. Mój syn jest jak inne dzieci w jego wieku. Mój syn pójdzie do I klasy,
bo nie podetnę mu skrzydeł…
Nie sadzę żeby to był brak wiary we własne dzieci, cieszy mnie to że w szkole w której pracujesz dzieciaki mają takie warunki. Jestem matką 4-latka, który potrafi liczyć do 15- stu i zna alfabet, potrafi się podpisać i jest inteligentnym chłopcem, natomiast emocjonalnie ciężko znosi nowe otoczenie i duży natłok nieznanych. mu ludzi.
OdpowiedzUsuńKontynuujac bo mi uciekło, u nas w większości szkoły nie są przystosowane w tak dogodny dla maluchów sposób, ławki są jedne a sale nieremontowane od lat jedynie odświeżone. Nie chcę aby moje dziecko w wieku lat 5 było już przygotowywane do obowiązku szkolnego bo nie wiem czemu ma służyć ten dodatkowy rok wcześniej jego nauki, czemu nie możne mieć jeszcze beztroskiego dzieciństwa z dziećmi i panią która zna o rok dłużej? W przedszkolu gdzie może być do 16 dopóki go nie odbiorze po pracy, bo lekcje na ogół kończą się w absurdalnych godzinach, a potem zostaje mi tylko świetlica która zam ia st 30, musi pomieścić 100 dzieci a mój je st tam najmłodszy i zupełnie anonimowy, a niestety nie należy do dzieci śmiałych, umiejących się rozpocząć łokciem - dlatego nie chcę żeby czuł się zagubiony wcześniej niż je st to konieczne i wcale nie uważam że jest to podcinanie skrzydel.
OdpowiedzUsuńCzy w przedszkolu, czy w szkole dziecko styka się z nowymi osobami. Do przedszkola też przecież musi przywyknąć. Na świetlicy dziecko nie jest anonimowe. A przynajmniej nie wyobrażam sobie, żeby pani na świetlicy nie znała dzieci. Sale w przedszkolach też najczęściej nie są nowe a jedynie odświeżane. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czemu ma służyć obniżenie wieku obowiązku szkolnego, ale podjęto taką decyzję i nic z tym nie zrobimy. W grupach przedszkolnych najczęściej jest po 30 osób, w klasie moze byc teraz do 25. Wybierając dla dziecka szkołę integracyjną (bo do takiej można zawsze zgłosić dziecko) jeśli mamy taką w mieście, zapewniamy mu naukę w klasie do 20 osób, z dwoma paniami i kilkoma dziećmi z niepełnosprawnością różnego rodzaju ( nie jest to szkoła specjana). Sedno sprawy chyba leży w tym co napisałaś pod koniec, a mianowicie organizacji pracy szkoły. W przedszkolu jest wygodniej. Oddajemy dziecko przed 7 zabieramy po południu i się o nic nie martwimy. I ja to doskonale rozumiem, bo jest to jeden z argumentów, który mnie bardziej przekonuje do zerówki w przedszkolu niż do zerówki w szkole. A co do rozwoju emocjonalnego? Dzieci są różne, i nie wiem, jakie jest Twoje dziecko, ale na co dzień w pracy obserwuje, jak to rodzice robią ze swoich dzieci osoby niedojrzałe, wyrączając je we wszystkim co tylko możliwe. Jak stoją pod klasą i mówią, że ich dziecko sobie nie radzi z jakimiś rzeczami, podczas gdy dziecko radzi sobie doskonale gdy rodzic zniknie za drzwiami. Mamy w klasie dzieci, którym rodzice zakładają buty, czapki i szaliki, dzieci, które nie potrafią zapiąć sobie kurtki bo zawsze robi to mama. I dziwnym sposobem nawet jeśli na początku tego nie umieją, to bardzo szybko się tego uczą. Czasem sami sobie jesteśmy winni, że nasze dzieci emocjonalnie sobie z czymś nie radzą, bo chronimy je przed wszystkim co tylko możliwe, a później się dziwimy. Dodam, że etap szkoły podstawowej, a konkretnie klas I-III to jeszcze czas, gdzie dzieci bardzo lubią szkołę, a panie są bardziej jak panie przedszkolanki, niż nauczyciele liceum. I na pewno podejdą do dziecka, gdy te będzie miało jakiś problem, trzeba będzie mu pomóc.
Usuńjasne, i na to liczę- na pomoc i wyrozumiałość- rzeczyswistość bywa inna. Wiesz sama że pedagog, pedagogowi nie równy i jednym Paniom " się chce" innym nie poświęcc więcej czasu dziecku. Mieszkam w dużym mieście ale szkoła integracyjna nie jest blisko moego miejsca zamieszkania, zaisanie wiec dziecka do takiej ( aby miało lepsze warunki) jest niemożliwe bo wiązałoby se z logistycznym rozwiązaniem dowozów i odbierania dziecka po szkole. Niestety świetlice sa anonimowe zupełnie w moich oczach , może jeśli dziecko jest tam codziennie po kilka godz , to Pani zna je natomiast w innym razie raczej jest to niemożliwe. Tak masz racje w szkole i przedszkolu mamy po 25 dzieciaków i miesiąc trwała adaptacja syna w tamtym roku do maluchów, ok nauczył się i polubił- ok ze szkoła będzie tak samo, ale powtarzam nie rozumiem dlaczego mam mu ten rok beztroski zabierać??? w imię czego ? mojej pseudo-emerytury w przyszłości? żeby wcześniej dzieci i zaczęły o rok pracować hipotetycznie?
OdpowiedzUsuńwydaje mi się ze nie jestem matka-kwoką czy helikopterem , on jest dzieckiem samodzielnym i nie trzyma się mojej spódnicy ale ten rok na pewno nie spowoduje podcięcia jego skrzydeł, wg mnie wręcz przeciwnie może dałoby to możliwość wkroczyć po schodach podstawówki o wiele pewniejszym krokiem :)
matka-helikopter dobre określenie. nie znałam takiego :) jeśli twój syn jest taki jak piszesz, to na pewno sobie poradzi w szkole i to świetnie. dzis ma 4 lata wiec do szkoly pojdzie za dwa. ma dwa lata na rozwoj emocjonalny. za dwa lata na pewno bedzie śmielej wkraczal do szkoly niz wkraczal do przedszkola. ja jestem po prostu przeciwna odraczaniu zdrowych dzieci, podkreslam zdrowych, dlatego ze rodzice uwazaja, ze one sie nie nadaja, a nie robia nic, by sie "zaczely nadawac", natomiast nadają się doskonale do rzeczy, które wymieniłam w poście. poza tym większość dzieci, bez rodziców zachowuje się o wiele lepiej niż przy nich ;)
Usuń