Matka nie ma czasu na chorowanie, wie to każdy, kto ma dzieci.
Pamiętam, że kiedy chodziłam do szkoły, szczególnie do liceum, choroba była swego rodzaju wybawieniem. Omijał mnie stres przed niezapowiedzianymi sprawdzianami, odpytywaniem, stres przed upokarzającymi tekstami nauczyciela, który myślał, że jest śmieszny, ale śmieszył chyba sam siebie. Choroba, poza małymi niedogodnościami, oznaczała spanie cały dzień, oglądanie telewizji lub siedzenie przy komputerze.
Dziś, mając dzieci, chorowanie to jeszcze większy stres. Stres przed tym, kto zajmie się dziećmi, czy ich nie zarażę, czy inni nie będą mnie winić, że muszą mnie wyręczać? Dziś choroba, to wyrzuty sumienia, gdy starszy syn chce, żeby z nim pograć w grę, a ja nie mam siły. Nie mam siły się z nim pobawić, nie mam siły poczytać przed snem. Młodszego nie mam siły ponosić, poprzytulać, potarmosić. Choroba, to taka wszechogarniająca niemoc.
I choćby nie wiem jak się bronić i chronić, czasem się jej nie uniknie. Dopadła mnie ostatnio cholera jedna. Bez ostrzeżenia żadnego. Nie chciała wypuścić z toalety. A potem przywiązała do łóżka, na koniec fundując w nocy ścisk w żołądku. Odebrała chęci do wszystkiego. Ale sobie poszła...mam nadzieję. Chyba, że szykuje dziś znów jakąś niespodziankę dla mnie.
Cieszyłam się, że oszczędziła dzieci... oj, jak się cieszyłam. Do czasu, jak o 2 w nocy usłyszałam "Tatusiu, boli mnie główka, tatusiu!" i jak okazało się, że Nat ma gorączkę. Obudził się biedny i nie spał do 5 rano. Chwała temu, kto wymyślił tablet, bajki i youtube. Na szczęście gorączka była jednodniowa, a w zasadzie jednonocna. Bo dziwnym trafem u nas choroby zaczynają się zazwyczaj w nocy. W nocy są biegunki, wymioty, gorączki...a większość, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znika zaraz o świcie... I niech znikają, przynajmniej te, które chcą czepiać się dzieci. Bo ja dużo zniosę sama, ale chorób dzieci boję się, jak ognia. Gorączka u dziecka powoduje u mnie to, że nie śpię i myślę o najgorszym. Kaszel kojarzy mi się od razu z zapaleniem płuc. Jedynie katar jakoś znoszę, ale tylko u Nataniela, bo on już z katarem sobie poradzić umie. No i na tyle duży jest, że można leki podawać. A Leon? Leon już zaliczył pobyt w szpitalu na zapalenie ucha. Choroba Leona przeraża mnie chyba najbardziej, bo jest najmniejszy więc boję się wszystkiego...
Mam nadzieję, że choroba się u nas nie zadomowiła, że sobie już poszła i szybko nie wróci. Bo syn mój do przedszkola chciał iść. Nowy piórnik miał, bo trend nowy w przedszkolu. Piórnik ma być rozkładany. Prosił tak bardzo...no co, odmówię mu? Z piórnikiem nie rozstawał się przez 3 dni. Spał z nim, nosił do babć, 100 razy dziennie pytał się "Fajny mam piórnik, prawda?" Nawet rysować mu się zachciało. A przecież on do rysowania to prawie jak do jedzenia... I portret powstał :)
Z serii "Jak cię widzą, tak cię piszą" MAMA :) |
Szczera prawda, że mama nie ma czasu na chorowanie, a szczególnie na L4. Dziecka nie można zawieść, kiedy na nas liczy. Teraz jak ja jestem chora najbardziej boję się, że mogę zarazić Frania, a jeden katar u niego już przeszliśmy i serce mi się krajało jak widziałam jak się męczy moje maleństwo a ja nie mogłam mu pomóc.
OdpowiedzUsuńJa pamiętam słowa mojego ginekologa, który powiedział mi, gdy urodził się Nataniel, że dla noworodka katar to ciężka choroba, bo on sobie z nim nie umie poradzić. Boję się go panicznie u takiego maluszka :(
UsuńMożna mieć wszystko w życiu, ale i tak najważniejsze jest zdrowie dzieci, nasze i naszych najbliższych
OdpowiedzUsuńświęte słowa
Usuń